*perspektywa Louisa*
- Możesz mi wytłumaczyć, co to jest? - spytał ostrym tonem Tom, rzucając na stół jakąś gazetę otwartą na konkretnej stronie. Spojrzałem na nią i odczytałem napis zapisany wielkimi literami: "AFERA PIOSENKARZY W LONDYŃSKIEJ RESTAURACJI".
"Poniedziałkowe popołudnie. Louis Tomlinson, członek zespołu One Direction został zauważony w jednej z londyńskich restauracji, poczas obiadu ze swoją dziewczyną, Annie. Para miała już wychodzić, kiedy do lokalu wszedł piosenkarz Max George. Od dawna wiadomo, że chłopacy za sobą nie przepadają, dlatego nikogo z obecnych nie zdziwiło ich zachowanie. Otóż, między nimi doszło do kłótni, a następnie do małej przepychanki. Niestety, nie udało nam się ustalić jaki był tego powód.
Wokalistów rozdzieliła dziewczyna Tomlinsona, która przerwała dyskusję i wyprowadziła swojego chłopaka z restauracji.
Przypomnijmy, że zaledwie dwa dni wcześniej, Annie była widziana z Georgem pod jednym z klubów, gdzie odbywały się jej urodziny.
Czy powodem kłótni była zazdrość?
Czy Tomlinson ma ku temu powody?"
Przeczytałem krótki artykuł i głośno westchnąłem. Spojrzałem na Toma, lecz od razu tego pożałowałem. Z jego twarzy można było rozczytać, że jest bardzo zły. Zresztą, wcale mu się nie dziwię. Wszystko szło niezgodnie z ustalanym planem, a ja kilka tygodni w
cześniej obiecałem, że będę się trzymać od Maxa z daleka.
- Czekam na wyjaśnienia.
- A co tu wielce wyjaśniać? Od samego początku mnie prowokował. Nie wiem skąd wziął się na imprezie, ale już wtedy zaczął zarywać do Annie. Przecież nie mogę na to pozwolić. Dobrze wiesz, jak skończyła się sprawa z Eleanor. A ci dziennikarze po prostu wyolbrzymiają sprawę. Między nami nie doszło do żadnych przepychanek. Była to po prostu krótka wymiana zdań. - odpowiedziałem zdenerwowany. Czułem się jak jakiś nastolatek, który właśnie wrócił pijany z imprezy i musiał się tłumaczyć przed rodzicami.
- Louis, dobrze wiesz, że paparazzi śledzą każdy Twój krok. Mógłbyś choć raz zachować się jak dorosły człowiek. To jest poważna sprawa.
- Tak, wiem. Przepraszam. Nie pomyślałem wcześniej...
- Dobrze. A co na to Annie?
- Powiedziałem jej prawdę o Maxie, ale ona jakby mnie nie słuchała, do tego źle mnie zrozumiała i trochę się posprzeczaliśmy.
- Słucham?!
- To nie moja wina, Tom!
- Masz to naprawić.
- Ale...
- Nie ma żadnego ale, Louis! Nie możemy jej stracić, rozumiesz?
- Tak, porozmawiam z nią. Mam jeszcze jedno pytanie, Tom. - powiedziałem niepewnie, a menadżer skinieniem głowy dał mi znak, iż mogę kontynuować. - Co by było, gdyby któreś z nas zakochało się w kimś?
- A co mogłoby być? Tak jak wcześniej mówiłem, możecie to przerwać kiedy tylko chcecie.
- Podejrzewam, że Louisowi nie chodziło o to, że jedno z nich mogłoby zakochać się w innej osobie, ale o to, że oni mogliby zakochać się w sobie. Prawda Lou? - wtrącił się Harry. Spojrzałem na niego znacząco.
- Gdyby zakochali się w sobie, to byłby szczyt moich marzeń. Zniknąłby problem i wszyscy byliby szczęśliwi. Muszę lecieć do studia, mam nadzieję, że wszystko sobie wyjaśniliśmy. Do zobaczenia później!
*Annie*
Nie pamiętam jak długo krążyłam po mieście. Spacerowałam ulicami Londynu rozmyślając nad wydarzeniami ostatnich dni. Moje życie, pomimo choroby Kim, było zawsze spokojne, ustabilizowane. Wyjazd do Londynu zmienił wszystko. Zawsze byłam szarą myszką, nie lubiłam być w centrum uwagi. Teraz, kiedy świat dowiedział się, że jestem dziewczyną Louisa Tomlinsona (a raczej ją udaję), ludzie mnie rozpoznają, już nie mogę się ukrywać, stać z boku, tak jak to zawsze robiłam. Coraz częściej zadaję sobie pytanie, czy to całe udawanie ma jakikolwiek sens, czy w ogóle chcę w to dalej brnąć. Odpowiedź zawsze była prosta i taka sama. Nie pragnęłam niczego więcej, tylko wrócić do swojego starego życia.
Od kłótni z Louisem minął zaledwie jeden dzień, jednak w swoim sercu czułam jakąś pustkę. Brakowało mi chłopaka, jego uśmiechu, żartów. Zdawałam sobie sprawę z tego, że to ja doprowadziłam do takiej sytuacji i to ja powinnam zrobić ten pierwszy krok, jednak w mojej głowie kłębiło się tysiące myśli.
- Rebecca, zobacz. Czy to nie ta laska Louisa? - usłyszałam za sobą jakiś dziewczęcy głos. Znajdowałam się w przejściu podziemnym, dlatego bez problemu mogłam usłyszeć rozmowę.
- Ciekawe, gdzie zgubiła swojego księciunia. Żałosna jest. Od razu widać, że zależy jej tylko na kasie. - odpowiedziała jej ta druga. Głosy na chwilę umilkły, wtedy obejrzałam się za siebie, jednak nikogo tam nie widziałam. Odwróciłam głowę i nagle, przede mną pojawiły się dwie postacie, jak się domyślałam, były to tamte dziewczyny. Nie wyglądały zbyt przyjaźnie. Nie przeczę, że się ich przestaszyłam.
- Cześć. - odezwała się jedna z nich.
-Hej. - odpowiedziałam niepewnie. Głos mi się trzęsł, jednak miałam cichą nadzieję, że dziewczyny tego nie zauważyły. To zdecydowanie mogłoby pogorszyć sytuację, która i tak wydawała się być beznadziejna. Wiedziałam, że one tak łatwo mi nie odpuszczą.
- Ty jesteś tą laską naszego Louisa? -spytała dziewczyna w blond włosach.
- Jeśli chodzi Ci o Louisa Tomlinsona, to zgadza się. Jestem jego dziewczyną.
- Czyli możesz nam załatwić jakieś wejściówki na koncert?
- Mogłabym, ale po co?
- Głupie pytanie. Chcemy poznać naszych idoli.
- Niestety, ale muszę Wam odmówić. Nie załatwię Wam tych biletów. To byłoby niewporządku wobec innych fanek, które muszą wydać własne oszczędności, by kupić bilet.
- Matka Teresa się znalazła. Co nas obchodzą inne fanki?
- W pewnym sensie jesteście jakby rodziną.
- Ale pojechałaś! - druga z nich wybuchnęła śmiechem. Blondynka jej zawtórowała. - Słyszałaś to? Rodziną!
- Przepraszam Was, ale się spieszę. - powiedziałam już pewniejszym tonem i chciałam ominąć dziewczyny, jednak jedna z nich odepchnęła mnie ręką, tak, że powróciłam na swoje miejsce.
- Załatw nam te bilety.
- Nie.
- Ty chyba nie wiesz z kim zadzierasz! - blondwłosa mocno ścisnęła moją dłoń. Byłam pewna, że w tym miejscu zostaną ślady jej palców.
- Puść mnie! - krzyknęłam.
- To daj nam te cholerne bilety!
- Nie zrobię tego. Odpuść sobie!
- Rebecca! - dziewczyna, która wciąż ściskała moją rękę, kiwnęłam głową w moją stronę, druga zaś skinięciem dała znak, że rozumie o co chodzi. Ja również zrozumiałam, kiedy poczułam straszny ból brzucha, gdzie sekundę wcześniej znajdowała się noga Rebecci. Zacisnęłam mocno powieki.
- Miło się z tobą gawędziło, ale na nas już czas. Nie chcialaś dać nam biletów, więc masz za swoje. Do zobaczenia! - powiedziała jedna z nich i już po chwili usłyszałam oddalające się kroki.
Chwyciłam się za bolące miejsce, a po moich policzkach spłynęło kilka łez.
Z wciąż bolącym brzuchem i ręką doszłam do domu. Weszłam do kuchni, gdzie zastałam Molly. Spojrzała na mnie gniewnym wzrokiem. Oho! Coś czuję, że to cisza przed burzą. Przywitałam się z przyjaciółką, jednak nie usłyszałam żadnej odpowiedzi. Westchnęłam głośno i podeszłam do blatu, by nalać sobie kawy.
- Annie? - odezwała się blondynka. - Możemy pogadać? - spytała i dała mi znak, że mam usiąść na przeciwko niej. Tak też uczyniłam i już po chwili widziałam jak Molly wyjmuje z kieszeni jakąś kartkę. - Co to jest? - spojrzała na mnie, a ja zerknęłam na dokument. Moje serce zaczęło bić o wiele mocniej, kiedy zorientowałam się, co to jest.
- Skąd to masz? - spytałam ledwo słyszalnym głosem, a w głowie układałam sobie, jak mogłabym wytłumaczyć jej tą całą sprawę.
- Szukałam dziś swojej bluzki, którą ostatnio ode mnie pożyczyłaś. Nie mogłam jej znaleźć w szafie, więc zerknęłam do twojej walizki, gdzie znalazłam nie tylko swoją rzecz, ale również to. Annie, co to do cholery jest?!
- Umowa.
- Wiem, że umowa. Sypiasz z nim dla kasy?!
- Molly! Nie sypiam z nim! To po prostu taki układ. Wiele fanów uważało Louisa i Harry'ego za parę. W pewnym sensie im pomogłam.
- Pomogłaś, ach tak? Udając przed całym światem? Oszukując wszystkich fanów? Nie spodziewałam się tego po tobie. Przecież ty nawet nie zraniłabyś małego robaczka, a co dopiero tyle osób!
- Niczego nie rozumiesz! Dzięki tej kasie, Kim jest zdrowa! Gdyby nie ten cały chory układ, to w nigdy w życiu nie uzbierałabym tyle pieniędzy!
- I tobie to pasuje, tak? Nie masz z tym problemu?
- Oczywiście, że mam! Nie ma minuty, w której nie pomyślałabym, że to, co robię jest głupie! Ale potem przypominam sobie o Kim. Ona jest dla mnie najważniejsza. Nie masz pojęcia, jak bardzo jest mi z tym ciężko, jak się z tym męczę. Zawsze stałam na uboczu, a teraz piszą o mnie w gazetach, na jakiś forach obcy ludzie piszą, że mnie nienawidzą, a niecała godzinę temu zostałam napadnięta przez dwie fanki! Myślisz sobie, że jest mi tak łatwo z tym wszystkim? Otóż nie! Jest beznadziejnie i niczego innego nie pragnę, jak tylko to zakończyć. - skończyłam, a w moich oczach pojawiły się łzy. Zauważyłam, że wpółlokatorka była w ciężkim szoku, na pewno nie spodziewała się takiej odpowiedzi. Ale taka była prawda.
- Ja...nie...Annie, mogłaś mi powiedzieć.
- Nie mogłam! Nawet mamie nie mogłam o tym powiedzieć.
- Wplątałaś się w niezłe bagno Annie.
- Wiem, ale już niedługo. Zamierzam to wszystko zakończyć, może jeszcze jutro. W końcu będę miała spokój.
- A co Louis na to?
- On jeszcze nie wie. Nie rozmawiamy ze sobą.
- Pokłóciliście się?
- To nieważne. Louis nie będzie miał wyjścia. Będzie musiał uszanować moją decyzję. Tom powiedział, że możemy to zakończyć w każdym momencie.
- A co powiecie dziennikarzom?
- Że zerwaliśmy, nie wiem. To już nie mój problem. Ja chce się z tego w końcu wyplątać i mieć takie życie, jakie miałam wcześniej, tyle, że ze zdrowym sercem Kim.
- Dokończymy później, ok? Muszę uciekać do pracy.
- Molly?
- Tak?
- Nienawidzisz mnie za to?
- Głuptasie, kocham Cię. Cieszę się, że mi to wszystko wyjaśniłaś. Uważam, że najpierw powinnaś porozmawiać o tym z Lou. Powinnaś powiedzieć mu to wszystko, co mi przed chwilą. Razem podejmiecie jakąś decyzję.
- Masz rację, dziękuję Molly. - wstałam i zamknęłam przyjaciółkę w swoich ramionach. Cieszyłam się, że nie jestem z tym wszystkim sama, że ona mnie wspiera.
- Cześć. - nagle usłyszałyśmy dobrze znajomy nam głos. Spojrzałam w stronę wejścia do kuchni. - Pukałem, ale nikt nie otwierał. Drzwi były otwarte, więc...Cześć Molly, Annie. - odezwał się niepewnie.
- Cześć Louis. - odpowiedziała Ward. - Uciekam do pracy. Chyba powinniście porozmawiać. Lepiej będzie, jeśli zostaniecie sami. Do zobaczenia!
- Molly ma rację. Powinniśmy porozmawiać. - odezwał się po dłuższej chwili. Przyjaciółka wyszła jakieś pięć minut temu, a żadne z nas nie znalazło tyle odwagi, by odezwać się jako pierwsze. Oparłam się o blat kuchenny i w głowie układałam swoją wypowiedź, jednak to nic nie miało sensu.
- Jestem idiotą. Nie powinienem tak zareagować. Ale to wszystko przez tę sytuację z Eleanor. Nie trawię gościa i nie mów, że mi się dziwisz. Każdy by tak postąpił. Ja po prostu chcę Twojego dobra, Annie. A ty mnie po prostu źle zrozumiałaś. Nie miałem na myśli tego, że...
- To już nie ma znaczenia, Louis. - przerwałam mu. Chłopak spojrzał na mnie zaskoczony.
- Nie rozumiem.
- Ja się wycofuję. Mam dosyć. Mam dosyć tego chorego układu!
- Skąd taka nagła decyzja?
- Nagła? Od samego początku plułam sobie w twarz, że dałam się w to wciągnąć. Gdyby nie ta operacja Kim, to nigdy bym się na to nie zgodziła.
- Annie, przemyśl to jeszcze, proszę.
- Już przemyślałam. Mam dosyć. Pasuję.
- Zaskoczyłaś mnie. Jest aż tak źle?
- Jest tragicznie, Louis! Zawsze byłam typem samotnika, nie lubiałam wyróżniać się z tłumu. A teraz nie mogę sobie wyjść na spacer, bo od razu zostaję napadnięta przez jakieś twoje chore fanki albo przez dziennikarzy. Kiedy tylko wejdę na internet, widzę nasze zdjęcia. Chcę po prostu wrócić do swojego starego życia.
- Czekaj, czekaj. Jak to zostałaś napadnięta?
- To nieważne.
- Ważne! Powiedz mi!
- Daj mi spokój, Louis. To koniec. - odpowiedziałam pół tonu ciszej, jednocześnie czując ogromną ulgę. Chciałam wyminąć bruneta i wyjść z pomieszczenia, jednak ten, złapał mnie za ramiona i spojrzał w oczy. Po moim ciele przeszedł dreszcz. W jego niebieskich tęczówkach zobaczyłam ból. Nie spodziewałam się, że będzie to aż tak trudne.
- Annie, powiedz mi.
- Byłam dziś na mieście, one szły za mną, nagle mnie dogoniły i powiedziały, że mam im załatwić bilety na Wasz koncert. Kiedy im odmówiłam, jedna z nich ścisnęła moją dłoń, a druga zaczęła mnie kopać w brzuch.
- Żartujesz?!
- A wyglądam jakbym żartowała?
- Musisz to zgłosić.
- Po co? Nie mam na to siły i chęci.
- Byłaś chociaż u lekarza?
- Nie. Nic mi nie jest. - powiedziałam. Chłopak w odpowiedzi spojrzał na moją rękę, chwycił ją i palcami przejechał po śladzie, który pozostawiła blondynka. Syknęłam z bólu.
- To nie wygląda zbyt dobrze. - oznajmił.
- To jest w tej chwili nieważne. Posmaruję jakąś maścią i przejdzie.
- A co z nami? Też samo przejdzie?
- Przecież nie ma żadnych NAS! To wszystko było udawane!
- Na prawdę to dla ciebie nic nie znaczyło?
- Znaczyło. Dzięki temu spotkałam pięciu wspaniałych chłopaków i zyskałem Ciebie, przyjaciela.
- Przyjaciela...- powtórzył, a w jego oczach, tym razem zobaczyłam nie tylko ból, a także jakby zawód.
- Zadzwonię jutro do Toma i wszystko mu wyjaśnię.
- Annie, jest coś, o czym powinnaś wiedzieć. Ja... - zaczął, ale w tym momencie zadzwonił mój telefon. Na ekranie pojawił się napis "Max". Louis również to zobaczył, bo westchnął głośno. Nacisnęłam czerwoną słuchawkę i spojrzałam na chłopaka.
- Nie odbierzesz?
- To może poczekać.
- Max nie lubi czekać, a tym bardziej nie lubi, kiedy się go unika.
- Daj spokój, Lou. Chciałeś mi coś powiedzieć.
- To już nieważne. - odpowiedział po chwili ciszy. - Pójdę już. Trzymaj się.
- Louis?
- Tak?
- Jesteśmy nadal przyjaciółmi?
- Tak...przyjaciółmi. Na razie. Powodzenia z...z nim. - odpowiedział jakby zawiedziony i wyszedł. Momentalnie poczułam w swoim sercu ogromną pustkę.
A więc to już koniec.
Witajcie, kochani!
Wiem, że rozdział jest krótki i wiem też, że przez długi czas niczego tutaj nie dodawałam, ale powoli kończą mi się wakacje (których i tak nie miałam), jestem zajęta przeprowadzką do innego miasta i tak dalej...Ale jest to również spowodowane małą ilością komentarzy, co na prawdę nie jest motywujące, wręcz odwrotnie.
Niestety, to może być ostatni rozdział, dodam jeszcze epilog i pożegnamy się z tym opowiadaniem. Nie wiem, czy jest sens, by dalej to ciągnąć, chociaż miałam tak wiele pomysłów na dalszy rozwój wydarzeń. Zastanowię się nad tym, być może zdecyduję się zostać. Tego nie wiem...
Do zobaczenia!