Usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Do środka weszła Molly, a za nią podążał Louis.
- Nadal nic? - spytała blondynka, z burzą delikatnych loków na głowie. Kiwnęłam przecząco głową i z nadzieją ponownie spojrzałam na telefon. Nic, cisza.
- Może jeszcze nie skończyli? Nie wiesz jak długo trwają takie operacje. - odezwał się brunet. Z jednej strony miał rację, jednak w mojej głowie kłębiło się tysiące myśli.
- Minęło sześć godzin odkąd zabrali Kim na salę. To niemożliwe żeby to wszystko trwało tak długo. A jeśli pojawiły się jakieś komplikacje?
- Annie, to najlepsza klinika w Europie. Nie ma takiej możliwości. Nawet tak nie myśl, słyszysz? - Tomlinson usiadł obok mnie, a na ramieniu poczułam jego ciepłą dłoń, co dodało mi otuchy. Wiedziałam, że nie jestem z tym wszystkim sama. Jednak wciąż plułam sobie w twarz, że pozwoliłam mamie pojechać tam samej. Nie ma z kim porozmawiać, wyżalić się. Pewnie siedzi gdzieś w klinicznym korytarzu i denerwuje się tak samo jak ja. Nikt nie może jej pomóc.
Oparłam głowę na ramieniu "mojego" chłopaka i westchnęłam. Już sama nie wiedziałam co myśleć w takim momencie. W tej samej chwili, w swoich dłoniach poczułam wibracje. Odwróciłam szybko komórkę i na ekranie zobaczyłam napis: "Mama".
- Mamo? Co z Kim? Jak operacja? Czemu to tak długo trwa? Dlaczego milczysz? Mamo wszystko w porządku? - powiedziałam na jednym tchu i dopiero teraz uświadomiłam sobie, że nawet nie dałam jej dojść do głosu. - Mamo? - spytałam ponownie, kiedy po drugiej stronie usłyszałam cichy szloch.
- Operacja...operacja się udała. Kim będzie zdrowa.
- Tak się cieszę! To świetna wiadomość. Wiedziałam, że wszystko będzie dobrze. Jak ona się teraz czuje?
- Wciąż śpi, jest pod narkozą, ale do godziny powinni ją wybudzić.
- Czemu to wszystko tak długo trwało?
- To była bardzo skomplikowana operacja. Najważniejsze, że wszystko się udało. Jestem taka szczęśliwa. W końcu Kim będzie mogła normalnie żyć. Kochanie, muszę iść podpisać jakieś papiery, dotyczące przewozu małej do Anglii. Odezwę się później. Jeszcze raz podziękuj Louisowi. Gdyby nie on...Kocham Cię Annie.
- Ja ciebie też kocham, mamo. Pozdrów Kim, pa! - odpowiedziałam szybko i się rozłączyłam. Spojrzałam na przyjaciół z uśmiechem. Oni już się domyślali po mojej wcześniejszej reakcji, jednak wciąż wpatrywali się we mnie z zaciekawieniem. - Wszystko się udało. Kim będzie zdrowa. - powiedziałam spokojnie, a w moich oczach momentalnie pojawiły się łzy. Łzy szczęścia. Sekundę później tonęłam już w grupowym uścisku.
- Trzeba to uczcić, zabieram Was na obiad, na pewno umieracie z głodu. - powiedział Lou, kiedy już się uspokoiliśmy i wszystko im opowiedziałam. Chyba do końca życia pozostanę jego dłużniczką. W końcu to tylko i wyłącznie jego zasługa. Nigdy nie uzbierałabym takiej kwoty.
- Ja się wypisuję. Za 20 minut muszę być w pracy, więc zjem coś na szybko i spadam. Ale wy bawcie się dobrze. - odpowiedziała Molly wychodząc z pokoju.
- To może zadzwonisz do chłopaków?
- Tak, to dobry pomysł. Pewnie też czekają na wiadomość. - stwierdził i wyjął komórkę.
Po około pięciu minutach rozmowy z resztą zespołu nacisnął na swoim iPhone czerwoną słuchawkę i ponownie usiadł obok mnie.
- No i? - spytałam. W czasie, kiedy Louis gadał z chłopakami, ja postanowiłam się przebrać i w sumie to byłam już gotowa do wyjścia.
- Cieszą się, że operacja się udała. Jednak życzą nam dobrej zabawy.
- Nie idą z nami?
- Nie. Niall o dziwo nie jest głodny, może jest chory czy coś, przecież to do niego niepodobne. Zayn wychodzi gdzieś z Perrie, Liam został zaproszony na kolację do rodziców Danielle, a Harry? Harry stwierdził, że jeśli Molly z nami nie idzie, to on też nie. Dziwne.
- Harry i Molly?
- Nic mi o tym nie wiadomo.
- Rzeczywiście dziwne. W takim razie idziemy sami.
Po około godzinie szukania jakiegoś miejsca, w którym moglibyśmy spokojnie zjeść obiad, w końcu usiedliśmy w jednej z restauracji i zamówiliśmy jedzenie. Trochę irytował mnie fakt, że prawie wszyscy ludzie wciąż się na nas gapią. Chyba nigdy się do tego nie przyzwyczają. Na całe szczęście, uszanowali fakt, że chcemy pobyć sami, i nikt do nas nie podchodził prosząc o autograf czy zdjęcie. To nie tak, że nie lubiłam fanek Louisa. Oczywiście, że je szanowałam, wiedziałam, że wspierają chłopaka w każdej sytuacji. Po prostu uważam, że jeśli tak bardzo kochają swojego idola, to powinny dawać mu trochę więcej luzu. I nie, nie jestem zazdrosna. Wiem, że te dziewczyny znaczą dla Tommo bardzo dużo i bez nich, tak na prawdę niczego by nie osiągnął.
Brunet zapłacił za obiad i już mieliśmy się zbierać, kiedy usłyszeliśmy znajomy głos. Widziałam, że na twarzy Lou pojawił się cień grymasu.
- Louis! Annie! Jak miło Was widzieć!
- Cześć Max! - odpowiedziałam z uśmiechem. Wciąż nie znałam powodu konfliktu chłopaków, jednak ja bardzo polubiłam Georga.
- Właśnie wychodzimy i wybacz, spieszymy się. - odezwał się Louis łapiąc mnie za rękę.
- A już miałem nadzieję, że zjem kolację w bardzo miłym towarzystwie.
- O co ci chodzi George? - syknął brunet, podchodząc do piosenkarza. Spojrzałam na niego zaskoczona, jednocześnie mocniej ściskając jego dłoń.
- Bez spiny, Tomlinson. Wydaje mi się, czy jesteś zazdrosny?
- Nie jestem. Po prostu się ode mnie odpierdol, a tym bardziej od Annie. Nie pozwolę, by była twoją kolejną zabawką, dziewczyną na jedną noc. No nie patrz się tak, już nie pamiętasz? Widzisz Annie? On wcale nie jest taki święty! Brzydzę się tobą, George!
- Cwaniakujesz tak tylko przy dziewczynie? Po prostu pogódź się z tym, że El wybrała mnie. Przespała się ze mną, a potem uciekła. Boli cię to, że nawet się z tobą nie pożegnała. Jestem pewien, że prędzej czy później Annie też od ciebie ucieknie. Dziewczyna potrzebuje faceta, a nie jakiegoś lalusiowatego płaczka.
- Jesteś żałosny. Wydaje ci się, że możesz mieć każdą. Prześpisz się z nią i porzucisz. Nie pozwolę, by to samo spotkało Annie. - odpowiedział. Zauważyłam, że dyskusja wymyka się spod kontroli, a chłopcy zwrócili uwagę większości ludzi w restauracji, którzy wpatrywali się w nich z zaciekawieniem. Postanowiłam to przerwać i chwytając Louisa za dłoń wyszłam z restauracji.
Wracaliśmy w ciszy, która aż piszczała w uszach. Widziałam zdenerwowanie na twarzy Louisa. Wszystko było już dla mnie jasne. Chłopak nie powiedział mi wcześniej całej prawdy. Powiedział, że Eleanor wyjechała z miasta, by spełniać się jako modelka, że zostawiła tylko krótki list. Nie wspominał nic o tym, że zdradziła go z Maxem. Wszystko zaczęło mi się układać w jedną całość.
Otworzyłam drzwi mieszkania i weszliśmy do środka. Chłopak wciąż milczał. Od razu usiadł na kanapie włączając telewizor. Podeszłam do sofy i ukucnęłam przed nim. Wpatrywałam się w niego, jednak on wciąż był zajęty oglądaniem telewizji. Chwyciłam do ręki pilota, wyłączyłam urządzenie i powróciłam do poprzedniej pozycji.
- Chcesz pogadać? - spytałam niepewnym głosem. Bałam się, że on może wybuchnąć, co doprowadzi do naszej kolejnej kłótni.
- Nie.
- Wydaje mi się, że powinniśmy.
- Ja uważam inaczej.
- Louis, proszę cię, nie odrzucaj mnie. Porozmawiajmy na spokojnie. Rozumiem, że jesteś zły i...
- Chcesz porozmawiać? Dobra. - przerwał mi i podniósł głos. Właśnie tego się obawiałam. - El zdradziła mnie z tym frajerem, a potem wyjechała. Napisała mi to wszystko w tym głupim liście. Była na imprezie z agencji modelek, była trochę wstawiona,a Max to wykorzystał. Od razu zaciągnął ją do łóżka, a ona oczywiście nawet nie protestowała! Zrobiłbym dla niej wszystko, a ona tak po prostu mnie zdradziła. A teraz kolej na ciebie. Nie widzisz tego? George nie byłby sobą, gdyby nie odbił mi kolejnej dziewczyny. On nie jest tak miły sam od siebie, zrozum to, że chce, być była jego przygodą na jedną noc. On taki już jest! Nie mogę uwierzyć w to, że ty lecisz na takiego skurwiela!
- Nie mogę uwierzyć w to, że tak nisko mnie oceniasz. Uważasz, że dałabym się zaciągnąć do łóżka pierwszemu lepszemu facetowi? Dobrze wiedzieć.
- Annie, nie o to mi chodziło.
- Daj spokój Louis. Już wszystko rozumiem. - odpowiedziałam spokojnym głosem i wyszłam z mieszkania trzaskając drzwiami, słysząc za sobą jego wołanie.